poniedziałek, 2 grudnia 2013

[ 1 ]



Rozdział I


Draco Malfoy wreszcie otworzył oczy i zamrugał kilkakrotnie, usiłując w ciemnym, tylko lekko oświetlonym pomieszczeniu skupić wzrok. Nie było to łatwe, bo jedynym źródłem światła była stojąca naprzeciwko niego lampa. Podniósł się z trudem z twardego łóżka polowego, stojącego przy kamiennej ścianie. Odruchowo sięgnął po różdżkę do specjalnej kieszeni z boku spodni, ale okazało się, że jego głogowej różdżki tam nie ma. Wyprostował się gwałtownie i zerwał na równe nogi. Poczuł przy tym tak silny ból nogi, że tylko siłą woli powstrzymał się by nie upaść. Spojrzał na bolącą nogę i ze zdziwieniem zauważył, że została profesjonalnie opatrzona, a jego ręka również była obandażowana. Spojrzał ze zmarszczonymi brwiami naprzód. Nie znajdował się w pokoju.
Znajdował się w… celi…
***
Hermiona prawie wbiegła do kwatery głównej. Gdzieś tak w połowie drogi do domu eliksir wieloskokowy, dzięki któremu mogła przyjąć postać pracownicy Ministerstwa, zaczął przestawać działać. Gdyby jakiś Śmierciożerca, lub zwolennik Voldemorta ją rozpoznał byłoby kiepsko.
 Bo od kilku lat Hermiona i jej przyjaciele znajdowali się w czołowych listach gończych rozsyłanych po całym kraju.
Ledwie zdążyła złożyć parasolkę i odłożyć różdżkę usłyszała charakterystyczne kroki Ginny i Fleur.
-- Hermiono! – zawołała z oddali Ginny podbiegając do niej razem z piękną blondynką; Fleur – Wszyscy na ciebie czekają w jadalni. – oznajmiła. Kasztanowłosa Gryfonka skrzywiła się lekko. Była zmęczona, a teraz czekała ją jeszcze debata, w związku ze schwytanymi wczoraj Śmierciożercami…
***
Draco podszedł powoli do krat celi i wyjrzał za nie, sprawdzając, czy oprócz niego w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. W rogu pokoju, za kratami stał mały fotel, a obok niego ława, na której stał mały kubek i sterta jakiś papierów.
Złapał rękoma krat celi, w której był uwięziony. Usłyszał lekki i syk i krata poraziła go lekko prądem. Zmarszczył brwi i odsunął ręke.
Nie…
Nie mógł się znajdować w więzieniu Śmierciożerców, bo;
- po pierwsze był wysoko postawionym generałem w ich szeregach. Nawet gdyby coś przewinął Czarny Pan na pewno wolałby osobiście go przesłuchać
- poza tym więzienia w ich kwaterze były ciemniejsze, obszerniejsze i znajdowały się grubo pod murami twierdzy, a w tej tu celi było całkiem ciepło, jasno i trochę ciasno.
- po trzecie; gdyby w więzieniu Śmierciożerców choćby zbliżył się do krat, magiczne pole siłowe odrzuciłoby go na koniec celi i boleśnie, bardzo boleśnie by go zraniło, o ile by go nie zabiło
- po czwarte, gdyby był więźniem Śmierciożerców, na pewno by go nie opatrzyli, a już na pewno nie tak starannie i fachowo jak tu…
A więc gdzie mógł być? Jaki idiota opatrywałby swojego wroga i dawał im w miarę porządne miejsce więzienia?
Oczywiście, że ci kretyni z Zakonu Feniksa…
Jego rozmyślania przerwał czyjś jęk. A więc jednak nie był tu sam…
Chwilę potem usłyszał jakiś trzask, jakby ktoś spadł z łóżka. A następstwem tego były przekleństwa, które ktoś wymamrotał tak znanym Draconowi głosem
-- Blaise?  - zapytał cicho, podchodząc powoli do zimnej, murowanej ściany
-- Malfoy? – odpowiedział mu głos zza ściany – To ty?
-- A niby kto!? – zirytował się Draco przeczesując swoje blond włosy dłonią – Słuchaj, tośmy się wpakowali, stary! Przez tą kanalię Notta! To ten pierdolony tchórz wszystko rozwalił! – klął Malfoy głośno.
-- Zabije sukinsyna! – warczał Blaise groźnie. I on był zbulwersowany tchórzostwem Notta i tym jak ich wystawił do wiatru. Draco nie widział jego twarzy, co było nieco dziwne i trochę nieswoje, ale i tak był pewny, że Blaise zaczął swoim zwyczajem wyłamywać palce u rąk…
-- Ależ chłopcy, po co te wulgaryzmy? – dobiegł ich rozbawiony głos zza krat. Draco zmarszczył brwi. Ten głos…
-- Dumbledore!? – wykrzyknęli równocześnie. Gdy Voldemort zaczął wygrywać wojnę Dumbledore stał się niemal legendą. Czarny Pan podobno nawet proponował mu sojusz, ale Dumbledore się nie zgodził i zaczął przewodzić Magicznej Armii Podziemnej, czyli Zakonowi Feniksa.
-- Witam panie Malfoy, witam panie Zabini – uśmiechnął się profesor podchodząc do ich cel. – Witam was w kwaterze Zakonu Feniksa – powiedział z uśmiechem. – Wybaczcie tę chwilową niedogodność, ale dopiero Zakon ma zdecydować, co z wami zrobić…
-- Że co? – zapytał grobowym głosem Zabini. Uśmiech z jego twarzy natychmiast zniknął. Doskonale wiedział co z jeńcami robili Śmierciożercy; brali ich do niewoli, ale w większości przypadków zabijali. I to nie szybko. Śmierć każdego jeńca trwała bardzo długo. Aż sam z bólu zacznie błagać o śmierć…
-- Zabijecie nas… - bardziej stwierdził, niż zapytał Draco. Zresztą on i tak wolałby Śmierć niż płaszczenie się przed Zakonem…
-- To nie zależy tylko ode mnie – powiedział Dumbledore – jednak zapamiętajcie jedno; my nie jesteśmy Śmierciożercami i wobec każdego, nawet wobec wrogów potrafimy odczuwać empatię… Pobyt tutaj możecie traktować jako wakacje… - stwierdził Dumbledore poważnie
-- Jak to wakacje? – zapytał ostrym tonem blondyn. Od czasu wojny to słowo praktycznie nie istniało w jego słowniku…
-- Tak, panie Malfoy; wakacje. Czyż służba u Voldemorta nie jest trudna? Nie jest ryzykowna? My nie każemy wam zabijać lub czynić coś złego wbrew waszej woli. Nie każemy wam zabijać wasze serca i waszą duszę…

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Zapraszam na 2 rozdział :). Komentarzy trochę mało, ale mam nadzieje, że to się zmieni.

3 komentarze:

  1. Wow fajneeee czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial 😊

    OdpowiedzUsuń
  2. hmm, ciekawie, nawet bardzo,
    Wspaniale opisane i fabuła która jest powoli budowana pobudza wyobraźnię i nasyca ciekawość co będzie dalej :)
    Pozdrawiam
    Charlotte

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie powiem, historia zaczyna się ciekawie i jestem ciekawa jak będzie dalej toczyła się ta opowieść. Czekam na ciąg dalszy, który mam nadzieje szybko nastąpi... Pozdrawiam i życzę weny...

    OdpowiedzUsuń

Serdecznie polecam

Polecam